Walizka juz rozpakowana, ale w torebce obok kluczy i telefonu znajduję odcinek z biletów lotniczych. Powrót do domu z fantastycznej podróży, pełnej słońca, wspólnych, takich tylko naszych chwil, nowych doświadczeń, nowych, odkrytych w sobie pomysłów… Dzwonię do koleżanki. Cieszy się, że szczęśliwie wróciłam. I słyszę: “No! To teraz już szara rzeczywistość!” Momencik, myślę. Wcale tak nie czuję i tak nie chcę. Robię wiele, aby moja rzeczywistość każdego dnia była jak najmniej szara. Wiadomo, że w pięknym miejscu, pełnym słońca, świat wydaje się nam lepszym. Ale to nie znaczy, że w innym krajobrazie od razu trzeba opatulić się w szarość, narzekanie i nieumiejętność dostrzegania wokół nas tego, co dobre. Każdy z nas lubi podróże. Oczywiste jest to, że są kosztowne, wymagają czasu, ale są potrzebne, bo z każdej podróży wracamy inni, z jakimś przemeblowaniem w głowie. Z tym innym kawałkiem swojego “ja”. Nieprawdaż?
“Ty to jesteś szczęśliwa!”, te słowa słyszę ostatnio coraz częściej. Tak, jestem. Ale nie bynajmniej, żeby mi się ot tak poszczęściło. To mylne przekonanie. Na moje szczęście składa się to, że jestem zdrowa, mam dach nad głową, mam dobrego, mocno kochającego mnie męża, wspaniałą córę, którą uwielbiam każdego dnia chyba bardziej, mam swoje pasje, swoje po prostu życie, które piszę sama, wciąż szukając dróg, aby uczynić je jeszcze lepszym… Każdego dnia staram się cieszyć się tym, co już mam, ale też sięgać po więcej. I właśnie to sięganie, to dreptanie dalej pozwala mi na robienie tego, co daje mi satysfakcję, uśmiech na twarzy i błysk w oku.
Postanowiłam zwolnić, gdy zorientowałam się, że dzień mija za dniem, a ja łapię sie na tym, że nie wiem, czy dziś czwartek, czy piatek, bo środa była tak podobna do czwartku, że mam już mętlik w głowie. Kiedy ja będę miała czas na zrobienie tego, co zawsze chciałam zrobić? Nie bedzie takiego czasu, jeśli sama go nie wygospodaruję. I tak zaczęłam robić. Telewizor “zgasiłam” w swoim życiu całkowicie. Przereorganizowałam kalendarz i znalazłam czas na napisanie swojej pierwszej książki, a także na wykonanie do niej zdjęć. Pasja zaczęła gonić pasję. Teraz pracuję nad powieścią i bajką dla dzieci. Jako dziecko tak chciałam pisać. Dziadek kupił mi nawet prawdziwą maszynę do pisania, na której stukałam swoje pierwsze opowiadania…
Zauważyłam, że kontakt z ludźmi pełnymi energii i optymizmu, którzy gdzieś w tyle zostawili kpinę i krytykę, jest niesamowicie ważny i dodający skrzydeł. Dlatego teraz coraz mniej czasu poświęcam tym, z którymi styczność “ciągnie mnie w dół”, psuje humor ich tylko i wyłącznie narzekaniem lub czarnowidztwem. Życzę im jak najlepiej i idę swoją drogą bez nich.
Polubiłam swoją codzienność, bo ją po swojemu czaruję, “odszarzam”, jak to mówię. Staram się dbać o dobre, wspólne momenty, które mnie zbliżają z najbliższymi. Bardziej skupiam się na tu i teraz, aby przeżyć je…no właśnie szczęśliwie! Bo przecież jesteśmy tym, co robimy na co dzień.
A Ty? Jaką masz rzeczywistość?
Szczęścia Wam wszystkim!
A porzeczkowe brownie na osłodę 🙂
Składniki
3 jajka
1/2 szklanki mąki pszennej tortowej
kilka kostek gorzkiej czekolady (opcjonalnie)
1/2 szklanki dobrego kakao
1 łyżeczka esencji waniliowej
1 szklanka cukru brązowego
3 – 4 łyżki mleka
150 g masła
4 łyżki konfitury z porzeczek (można użyć ulubionej)
Wykonanie