Chilli Zet.
Szaleństwo liści pod stopami.
Dobra książka.
Pozytywne nastawienie.
Jesiennie.
Składniki:
ciasto
300g mąki
150g masła
3 żółtka
100g cukru pudru
100g śmietany 18%
1/6 łyżeczki sody oczyszczonej
nadzienie
500g śliwek
200g żurawiny
1 łyżeczka cynamonu
2 łyżki cukru trzcinowego
1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
100ml wina owocowego np. grejpfrutowego
Wykonanie:
Ciasto: z podanych składników zagnieść kruche ciasto, uformować kulę, owinąć folią i schłodzić w lodówce przez 1/2 godziny.
Nadzienie: Dzień przed pieczeniem ciasta żurawinę zalać winem owocowym.
Śliwki umyć, wypestkować, przekroić na połówki, wrzucić do rondelka i zasypać cukrem, gotować na wolnym ogniu, aż owoce rozpadną się na mus. Dodać odcedzoną żurawinę (trochę żurawiny można zostawić do posypania wierzchu), cynamon, gałkę. Do owocowego musu można dodać 2 łyżeczki wina pozostałego po moczeniu, ale niezbyt dużo, aby mus nie stał się zbyt wodnisty.
Naczynie lub formę do ciasta wyłożyć papierem do pieczenia. 2/3 ciasta dokładnie wylepić spód. Podpiec w 180C przez 10minut, następnie wyłożyć śliwkowo-żurawinowy mus i pozostałą część ciasta pokruszyć po owocach. Wierzch udekorować odłożoną żurawiną i cukrem perlistym.
Piec 40-50 minut w 180C.
Historia pewnej fotografii
W
trzech domach w mojej rodzinie stały na komodach podobne fotografie. Na każdej
z nich przedstawione postacie znajdowały się w podobnej sytuacji – trzymały na
rękach nowonarodzone dziecko.
W
starym, drewnianym domu pod lasem, pośród koronkowych serwetek, boskich obrazów
i zaśniedziałych świeczników w ramce znajdowało się zdjęcie, na którym prezentowała się moja prababka z jednym z
trzech swoich synów – moim dziadkiem. Wyprostowana, poważna, bez cienia
uśmiechu, twardo patrząca w obiektyw. Warkocz opleciony naokoło głowy, prosta
bluzka, półbuty w stylu retro. Zdjęcie w sepii.
W
starym mieszkaniu niedaleko parku, pośród słonecznych promieni wpadających
przez wysokie okna, pośród korali, błyskotek i pamiątkowych bibelotów stało
pożółkłe, lekko nadgryzione zębem czasu zdjęcie, na którym mój dziadek
podtrzymuje dłońmi leżącego na dużej poduszce syna – mojego ojca. Dziadek
patrzy z nieukrywaną radością na małego chłopca i choć ma pochyloną głowę, i
nie spogląda w obiektyw, widać jego pełny, szczery uśmiech. Dziadek ma na sobie
czapkę i mundur żołnierza, a w okularach widać odbicie fotografowanego malca.
W
słonecznym mieszkaniu mojej mamy na jej
potężnej komodzie złota ramka okala jej fotografię z brzdącem na ręku – ze mną.
Dumna, zapatrzona mama podnosi lekko do góry swoją pociechę, która nie bardzo
zorientowana z sytuacji marszczy małe brewki i krzywi twarzyczkę, nie wiedząc,
że ta minka zostanie zarejestrowana na lata. Zdjęcie jest czarno-białe.
Dziś
jestem w posiadaniu dwóch pierwszych fotografii. Zdjęcie prababki postanowiłam
zachować na pamiątkę po jej śmierci, zaś zdjęcie dziadka z moim tatą bardzo
chciałam mieć z głębokiego sentymentu. Poza tym zdjęcie jest po prostu piękne.
Gdy
pewnego dnia moja krewna – córka brata mojego dziadka przyjechała w odwiedziny,
od razu zauważyła stojące w kredensie zdjęcie z moim małym tatą na poduszce.
-O
proszę! – wykrzyknęła – A co tu u ciebie w ramkach robi nasz tato?
-Jak
to wasz? – spytałam, nie rozumiejąc.
-No
nasz! To on trzyma twojego małego tatę… – puknęła palcem w zdjęcie.
-Niemożliwe….
– odpowiedziałam i obie jak sroki w kość zapatrzyłyśmy się w zdjęcie.
-Oczywiście,
że tak. Kiedy po narodzinach twoi dziadkowie przyjechali na wieś pokazać syna,
w odwiedzinach byli także moi rodzice. Mój ojciec przebrał się w wojskowy
mundur twojego dziadka, co czasem czynił i to on pozował do tej fotografii! Tak
mówiła mi mama…
Nie
mogłam w to uwierzyć. Ale zaczęłam się zastanawiać. Obaj bracia w okularach byli
bardzo do siebie podobni. Po wzroście ze zdjęcia niepodobna rozpoznać, który to
z nich, gdyż postać na fotografii kuca przy rozłożonej na trawie poduszce.
Do
dziś nie wiem, kto naprawdę patrzy na mojego ojca na pożółkłej, nie do końca
przejrzystej fotografii. Osoby, które mogłyby tę niepewność rozwiać, już
odeszły. Pozostaje mi nadal przechowywać bardzo upodobane przeze mnie zdjęcie i
patrzeć na szczery uśmiech do małego człowieka.
Już
niebawem w mojej rodzinie pojawi się czwarta tego typu fotografia…
Piękna historia…. Uwielbiam takie stare fotografie, bo każda wiąże się z jakąś interesującą historią…
Czyżbyś zamierzała dodać zdjęcie na którym będziesz TY i Maluszek ? 🙂
Ciasto prześliczne:)) grejpfrutowe wino to dla mnie nowość:) a co do fotografii to bardzo lubie takie historie takie zdjęcia z jakąś 'tajemnicą' :)) oby jak najwięcej takich pokoleniowych fotografii.
pewnie nie możesz się doczekać?:)
Grejfrutowe wino? Brzmi cudownie, a takie ciasto… mniam 🙂
ooo, czy na tej fotografii będzie … będziesz Ty? 🙂 i mały brzdąc? 🙂 …
wg mnie ciasto jest świetne 🙂
Przy tej historii przepis zszedł na drugi plan. Wzruszyłaś mnie 🙂
Kto będzie na tej fotografii? :-))) Uwielbiam takie stare fotografie, szkoda, że zagadka pozostanie nierozwiązana.. A ciasto..cudowne!
Genialne połączenie smaków, intrygujące! 🙂
Reniu i mam nadzieję, że my zobaczymy to 4 zdjęcie z Twoim maleństwem;-)? I taką jesień to ja rozumiem…:-)
wspaniałe ciasto i ciekawa historia 🙂
Fajne ciacho 🙂
ach te Twoje ciasta! i ciekawa historia 🙂
Patrzę na zdjęcie i aż czuję zapach tego ciasta:)) Pyszności!
A takich fotografii, to zazdroszczę:) Też bym chciała mieć takie pamiątki:)
Ciekawa historia! i wspaniale ciasto 😀
ciasto pycha 🙂 a historia mogłaby być początkiem świetnej książki 🙂
świetne ciacho 🙂
Przepis bardzo fajny:) Wino grejpfrutowe? Podasz dokładną nazwę wina/ pokażesz butelkę? 🙂
Nazwa wina to Very Pamp różą+ grejpfrut 😉