Jesień 2016 roku. Rzeszów. Robię herbatę i siadam przy stole z laptopem i książką. Włączam nastrojową muzykę. Nastrajającą mnie do pisania. Na zegarku kilkanaście minut po północy, a ja zasiadam na kolejną godzinę do pisania. Jest cicho i spokojnie. Zapach waniliowej świecy unosi się w pokoju. Gdzieś w oddali słyszę znajome dźwięki ulicy. Owinięta w koc zaczynam klikać po klawiaturze. Słowa, jedno za drugim, płyną lekko i swobodnie. Strona zapełnia się zdaniami, zabawnymi, ale także i smutnymi, melancholijnymi dialogami. Bo takie jest życie i choć obijam się o fikcję, to jest ona bliska właśnie zwykłego życia. Przerywam pisanie i oglądam zrobione tego dnia fotografie. Przedstawiają bliskie memu sercu miejsce – podkarpacką wieś blisko Krosna. To tam toczy się akcja mojej powieści. Jest mi bardzo bliska, znana, dlatego chciałam uwiecznić ją na kilka sposobów, oprócz w pamięci, jeszcze na zdjęciach i kartach książki. W filiżance ubywa herbaty, płyta sie kończy, a świeca dopala i sama gaśnie… Zegar wskazuje drugą nad ranem, a ja kończę rozdział. Za oknem panuje ciemność, choć przez wysokie okno księżyc kładzie po stole swoją srebrną poświatę. Zapisuję dokument, zamykam komputer, gaszę lampę i zakopuję się w pościeli. Moi bohaterowie przychodzą do mnie nawet w snach. To dlatego, że tak dużo o nich myślę. Kiedy budzę się rano, już mam pomysł na ich dalsze losy.
Gdy przez całą jesień i zimę przyjeżdżałam do mojego rodzinnego Rzeszowa, wieczory i noce zazwyczaj spędzałam w całości na pisaniu. To był intensywny czas, okupiony zmęczeniem, niewyspaniem, a czasem nawet taką duchową nieobecnością. Tak powstała moja druga książka, powieść obyczajowa. A kiedy pewnej lutowej niedzieli postawiłam ostatnią kropkę przy ostatnim zdaniu, doznałam niesamowitego uczucia. Z jednej strony cieszyłam się, jak dziecko, że coś udało mi się zrobić od początku do końca, z drugiej – czułam żal, że ta przygoda z tą pisaną historią dobiegła już końca… Ale tak to już jest. Coś sie kończy, by mogło zacząć sie coś innego… chciałabym, aby moja książka ujrzała światło dzienne późną wiosnsą następnego roku. Tak sobie wymarzyłam.
Zdjęcie upamiętniające napisanie ostatniego zdania mojej drugiej książki
Składniki na 4 – 5 porcji
4 żółtka
400 ml śmietanki kremówki 30%
100 ml mleka 3,2%
ziarenka z 1 laski wanilii
2 łyżeczki likieru amaretto
3,5 łyżki cukru pudru
kilka łyżeczek brązowego cukru
Wykonanie
Reniu,
a ja jeszcze nie mam Twojej pierwszej książki!
No muszę się pospieszyć…
Tymczasem częstuję się creme brulee i pozdrawiam!
Amber!
Nic straconego 🙂
Zachęcam do lektury jak i do smakowania 😉
Pozdrawiam również!
Cudowny deserek, wpraszam się 🙂
Miło mi 🙂 Zapraszam!
Oczekuję więc z niecierpliwością “późnej wiosny” 2018 😉
Uściski! :*
Ja także 😉
Też sobie sprawię książeczkę jak przyjadę do Polski…
🙂