Przystanek IV – Ibiza
Oj, wesoło tu, wesoło 😉
Od samego początku jest wesoło. Wesoły samolot, wesoły start oraz bardzo wesołe lądowanie.
Nawet na pokładzie czuć atmosferę, że Ibiza ma na celu zabawę.
Po lekko zamglonej Maladze Ibiza wita nas wprost przepięknym błękitem nieba i lazurowym wybrzeżem.
Już mi sie podoba!
Nadmorska miejscowość, w której się zatrzymujemy tętni życiem i kolorami. Tu wszystko stety/niestety wolno.
Słońce pali niemiłosiernie, ale nie tak wysoka wilgotność jest bardziej znośna niż w Maladze.
Leżymy plackiem na plaży, ja upodobałam sobie przybrzeżne skały, pluskam się w wodzie i jak dziecko poluję na co ładniejsze okazy muszelek. Ale tak mi dobrze.
Do rzeczy. Jedzenie.
Po wykonanym rozeznaniu wśród restauracji i nadmorskich knajpek nasze błyski w oczach rodzi Gran Oriente. Tu jemy sushi i pełen wachlarz sea food. Coś wspaniałego!
Panierowane krewetki z sosem migdałowo-paprykowym podbijają moje serce! Do tego trochę frytek, porcyjka risotto. Zjadam z ogromnym smakiem.
Sushi jest wprost tym, czego trzeba mojemu podniebieniu! Próbujemy także orientalnych pierożków, steka oraz panierowane kalmary.
Palce lizać i iść po dokładkę!
wesoły samolot – a co się działo?:D opowiadaj!:D
uwielbiam takie kolorowe, tętniące życiem miejsca 🙂
a ja sushi się boję jakoś! ale może kiedys się przekonam 🙂
w takim razie podróż mieliście świetną! 🙂 dużo śmiechu – o to chodzi!
póki co odpoczywaj! 🙂 jak wrócisz to będziesz nadrabiać! 🙂 może jakieś potrawy/wypieki zainspirowane Waszymi wakacjami!
Uwielbiam sushi. Wiecznie sobie obiecuję, że zrobię sama w domu i na obietnicach się kończy.
ciekawe czy Ibiza ma też swoje spokojniejsze miejsca?
Blog o życiu & podróżach
Blog o gotowaniu
Renula,
sushi na Ibizie?
To niesłychane!
A mnie Ibiza ostatnio powitała mrzawką…
Ależ to cudownie wygląda! Nigdy nie jadłam sushi, aż wstyd się przyznać:)
te panierowane krewetki wsunęłabym raz dwa 🙂 bardzo lubię
Na widok zawartości tych talerzy sama ślina cieknie po brodzie 🙂