Nawet nie wiecie, jak wielką radość sprawiło mi wydawnictwo Tomasza Sekielskiego Od Deski do Deski . Otrzymałam od niego dwie książki do zrecenzowania. Dlatego dziś wpis nie kulinarny, a czytelniczy. Jako wielka miłośniczka książek i propagowania czytania z przyjemnością zapraszam Was do lektury recenzji.
Mała, żółta książeczka wydawnictwa Tomasza Sekielskiego Od Deski Do Deski lekkiego pióra Magdaleny Witkiewicz – „Lilka i spółka” z zabawnymi ilustracjami Joanny Zagner-Kołat to doskonała propozycja dla naszych milusińskich.
Pierwsze słowa pierwszego zdania pierwszego rozdziału sprawiają, że czytelnik wie, że będzie ją czytał dalej. Wesołe przygody trojga rodzeństwa wyekspediowanego na wakacje do nielubianej ciotki Jadźki w Jastarni wciągają czytającego w wir zabawnych perypetii okraszonych przewrotną dziecięcą filozofią i jakże trafnymi spostrzeżeniami odnośnie „poważnego” świata dorosłych.
Otwieram „Lilkę i spółkę” w czasie wieczornej poczytajki z moją 4-letnią córką. Od razu paluszkami gładzi czarno-białe grafiki przedstawiające Lilkę, Wiki i Matewkę. Spokojnym głosem wprowadzam ją w opowieść o wakacyjnych przygodach małych bohaterów, którzy wysłani z Gdańska do niedalekiej Jastarni do nielubianej przez nich ciotki Jadźki spędzają czas na psotach. Razem z kuzynem, który w oczach rodzeństwa uchodzi za „wór cnót” – Wojtkiem, trafiają na trop „afery” , w którą są wplątani ciotka Jadźka oraz jej sąsiad pan Anatol. Zwariowane rodzeństwo odkrywa, że tych dwoje dorosłych planuje napad „bankierski”. I tu się zaczyna…
Otwieram „Lilkę i spółkę” w czasie „chwili na czytanie” w jednej z krakowskich szkół, w której uczę. Wianuszek siedzących wokół mnie uczniów z wlepionymi w moje usta oczami i zasłuchanymi buźkami chłonie każde słowo książki. Podśmiechują się w zabawnych momentach tekstu, a gdy przerywam w najbardziej emocjonującym momencie, próbują odgadnąć ciąg dalszy. Żywią sympatię do 8-letniej narratorki Lilki, która w prosty i bardzo śmieszny sposób opowiada o wakacyjnym czasie w Jastarni. Zsyłka do ciotki Jadźki to początkowo ciężki czas dla trojga bohaterów. Ciotka karmi ich bowiem znienawidzonymi flaczkami, a słodycze pozwala jeść tylko w soboty. Moi uczniowie śmieją się z wiecznie głodnego Matewki, który za jedzenie zgodzi się na wszystko. Podziwiają szereg poczynań rodzeństwa: ich wojenne narady, pełne humoru wypowiedzi, niecodzienne pomysły, za które dostają od ciotki karę siedzenia na poduszkach, a także ich uparte dążenie do odkrycia tajemnicy z „napadem bankierskim” i ujęcia „przestępców”, w które angażują także miejscowego policjanta – pana Maksymiliana. Stróż prawa rozczarowuje jednak małych bohaterów swoim postępowaniem, gdyż nie jest typem „gliny”, który jednym kopnięciem wyważa drzwi ani nie jeździ po Jastarni z włączonym kogutem na dachu.
Wesoła historia Wiki, Lilki i Matewki kradnie ich czytelnicze serca. Pytają, czy „Lilka i spółka” ma drugą część. Bo jeżeli nie, to trzeba koniecznie ją napisać!
Magdalena Witkiewicz
“Lilka i spółka”
Wydawnictwo Od Deski Do Deski
Leave a Reply