Przedświąteczny dzień
Czekał na nią, aż wyjdzie ze szkoły. Roześmiana, z rudawym warkoczem przewiniętym na ramię. W wielkiej czapie ze śmiesznie zwisającym pomponem. Jak co dzień odprowadzał ją do domu. To były jego szczęśliwe chwile z nią, w czasie których poznawał jej trudne życie. On miał lepiej. On miał mamę, on miał zawsze co jeść. On nie miał tak wielu obowiązków jak ona. On miał czas na wszystko, ona praktycznie na nic… Jej uśmiech wynagradzał mu każdą niedogodność, przeganiał każdy smutek. Jego dłoń codziennie podtrzymywała ją, gdy zeskakiwała ze szkolnego murka.
– Nie zobaczymy się przez święta? – zapytała, uciekając wzrokiem i udając, że poprawia szelkę starego plecaka.
– Nie bardzo… – skrzywił się na samą myśl o świętach, o stole wyładowanym tym, czego nie będzie można tknąć przed wigilią, kiedy najbardziej kiszki mu będą grały marsza…
Zimny wiatr uderzył w ich młode twarze. Ona złapała poły wysłużonego płaszczyka i mocniej je ścisnęła. Zauważył, że brakowało w nim kilku guzików.
– Nie lubisz świąt? – zapytała, gdy skręcili za rogiem ulicy.
– Nie znoszę! – syknął rozdrażniony. – Drażni mnie cała ta migotliwa otoczka, to sztuczne bycie miłym dla innych i wybaczanie sobie wszystkiego w grudniu tylko po to, by siąść do stołu załadowanego tym, za czym musisz wystać w godzinnej kolejce w każdym hipermarkecie rozbrzmiewającym do mdłości kolędami! Koszmarne jest to całe ubieranie choinki, wynoszenie z piwnicy zakurzonych paczek z tymi tandetnymi ozdobami, a potem upiększanie jej leżącymi pod nią prezentami, które po odpakowaniu okażą się zupełnie nietrafionym podarunkiem! Co tu jest do lubienia?
Słuchała każdego jego słowa i zastanawiała się, w którym momencie życia zagubił się ten fajny chłopak. Dlaczego z taką ironią i niechęcią patrzy na najpiękniejszy czas w roku, kiedy to nie bombka czy karp na stole, ale bycie razem wśród kochanych i bliskich osób sprawia, że wszystko w te dni jest wyjątkowe. Dlaczego nie docenia tego, co może sobie dać z rodziną co roku o tej porze? Ona może i zje wigilijną rybę, może i poszuka z rodzeństwem na niebie pierwszej gwiazdki, ale z pewnością ich sztuczna, stara choinka nie zapachnie lasem, nie znajdzie pod nią niczego dla siebie. Po przeciwnej stronie stołu nie zasiądzie jej mama, która swoją delikatną dłonią połamałaby opłatek…
– Jesteśmy! – weszła na stopień prowadzący do domu. – Dziękuję za spacer. Życzę ci wesołych świąt!
Rudy warkocz zafalował niczym na huśtawce, gdy odwracała się, usiłując nie dać po sobie poznać, jak bardzo chce się jej płakać.
– Czego ja mam ci życzyć? – zapytał, opierając kolano o schodek.
– Szczęścia! – rzekła po krótkim namyśle. – Może kiedyś będę je miała…
– Będziesz, na pewno. – jego blady uśmiech był tym, co widziała jako ostatnie zanim mgła łez nie przesłoniła jej jego poważnej twarzy, jakby wypowiadał niemal przepowiednię w ten przedświąteczny dzień…
Chcąc zamaskować niezręczną chwilę, udając wymuszoną wesołość, podskoczyła na kolejny schodek wiodący do domu. Jednak ten okazał się oblodzonym, więc jej stopa straciła podparcie. Jego dłoń złapała ją w ostatniej chwili, chroniąc przed upadkiem.
Gdy za rudowłosą koleżanka zatrzasnęły się drzwi jej nierodzinnego domu, jeszcze przez krótką chwilę stał zamyślony nad jej niesprawiedliwym losem. Dlaczego to nie ona nienawidzi świąt, tylko on, który ma wszystko, czego dusza zapragnie? Dlaczego to ona, mimo noszonego cierpienia w sercu i tęsknoty za zmarłą mamą w duszy, nie utyskuje na wszystko wokół, łącznie z przeklętymi świętami na czele?
Wracając do swojego połyskującego od bożonarodzeniowego złota domu, kopał zaciekle piętrzące mu się pod nogami śnieżne zaspy, które na przekór rosły w siłę dzięki prószącemu pięknie śniegowi prosto ze świątecznego nieba.
***
Kolejka była długa. Cudownie. Tylko jeszcze tego mu brakowało. Godzina czasu stracona. I po co? Po to, by po raz kolejny przywlec do domu nikomu niepotrzebny, nikomu nie zmieniający bytu, samopoczucia, niczego – bożonarodzeniowy wianuszek, który najpierw zawiśnie nad kominkiem, potem, upstrzony dodatkowo czerwoną kokardą, zmieni miejsce na wejściowe drzwi, by każdego dnia zmuszać go do sprzątania wycieraczki pełnej spadających z niego igieł. Cudownie. Z kupionym wieńcem uda się na targ rybny po karpia. Wieczorem będzie musiał pozbawić tchnienia biedne stworzenie pływające w wannie, aby nazajutrz jego żona mogła z dumą zaprezentować z niego danie na pozłacanym półmisku… Z wieńcem i rybą musi zajrzeć jeszcze do jubilera. Jeżeli znajomy sprzedawca nie sprowadził mu tego naszyjnika, o którym tak marzyła jego wybranka, ze spokojem będzie się mógł pożegnać do sylwestra. Bardzo dziękuje za takie coś. Zniechęcony przytłaczającą go świąteczną udręką, stał bezradnie w ogonku pełnym ludzi podekscytowanych bożonarodzeniową atmosferą. Zbyt późno zdał sobie sprawę ze słów, które doleciały do jego uszu. Sprzedawca, starszy człowiek, który dzisiaj robił interes życia, spośród leżących ciasno drzewek próbował wyjąć największe z nich. Z serdecznym i szczerym uśmiechem podchodził właśnie do klientki ubranej w długi, wełniany płaszcz w kolorze orzecha i podawał jej wdzięczne i pachnące lasem drzewko.
– Proszę, jest największa i najładniejsza!
Kobieta wzięła ostrożnie choinkę w ręce i choć była dla niej za ciężka, nie pozwoliła sobie pomóc.
– Dziękuję! O takiej zawsze marzyłam!
– Szczęścia dla pani w tę świętą noc! – zawołał jeszcze za nią sprzedawca, chowając zwitek banknotów za pazuchę.
– Dziękuję! – odkrzyknęła, odwracając jeszcze ku niemu twarz. – Już je mam!
Wysunął się z równego ogonka klientów i patrzył w zadumaniu na niosącą świąteczne drzewko kobietę. Czubek choinki podrygiwał wesoło, gdy ta, zapewne z radości, podskoczyła zwinnie na pobliski murek przy chodniku otwierający drogę do zaśnieżonego pięknie parku. Szła żwawo i tak pewnie. Z każdego jej ruchu biła radość, a wyprostowane plecy dodawały jej sylwetce lekkości. Patrzył, a jej postać ginęła powoli w śnieżnym krajobrazie. Zanim stracił ją całkiem z oczu zobaczył jeszcze, jak zeskakuje zgrabnie z parkowego murka, a rudy warkocz wysuwa się zza zimowego płaszcza…
Co będzie potrzebne?
Składniki (na małą tortownicę 16-18cm)
spód
80 g ciasteczek Oreo
4 łyżki stopionego masła
masa
600 g twarogu półtłustego
1/2 szklanki śmietany 36%
2 jajka
6 – 7 łyżek miodu ( użyłam wielokwiatowego i lipowego) do ulubionej słodkości
ziarenka z 1/2 laski wanilii
2 łyżeczki soku z cytryny
wierzch
3-4 łyżki masy karmelowej
1 łyżeczka śmietany 36%
migdały, orzechy laskowe, ozdoby cukrowe, żurawina
Wykonanie
Cudowny sernik 🙂 I piękna opowieść 🙂 Zanurzyłam się w ten świat na krótką chwilę 🙂 Dziękuję 🙂
Cieszę się ogromnie, że na chwilę zabrałam Cię do innego świata 🙂
Bardzo fajna historia, a sernik rewelacyjny 🙂