Jestem wielką wielbicielką kawy! Absolutnie zakochana w tej mlecznej i …słodkiej. Taką najczęściej raczę moje podniebienie! I za każdym razem moment z kawą to moment wyjątkowy. Czy to piję ją zaraz po wstaniu z łóżka, czy to w kawiarni czy w towarzystwie…

Każdy poranek kojarzy mi się z paroma chwilami tylko dla mnie i z kawą. Pierwsze, co robię po przyczłapaniu rankiem do kuchni, to włączam ekspres. Uwielbiam ten rytuał. Jego ciche mruczenie w trakcie nagrzewania przygotowuje mnie na najwspanialszą chwilę! A w momencie, gdy do kubka spływa czarna i aromatyczna kawa, wtedy już w kuchni mogę wciągać w nozdrza jej cudowny zapach.

Codziennie piję kawę w innym kubku. Taki mój mały kaprys. Też tak spróbujcie.

Wypiję espresso, americanę, w kawiarni zamówię “przelew”, ale zawsze, ale to zawsze na pierwszym miejscu będzie moja latte, flat white lub capuccino. No tak mam, co zrobić. Z płaską łyżeczką brązowego cukru. Wtedy czuję pełną przyjemność z jej smakowania. A wierzcie, że w swej długiej drodze bycia kawoszką próbowałam wielu wariantów. Gorzkich, aby wyczuć bukiet smaków. Różne ziarna, aby znaleźć swoją ulubioną intensywność i smak. Lubię kawy z posmakiem karmelu, wanilii, o niskiej kwasowości.

Kawą, która jest moim lekarstwem na ból głowy, jest wariacja z wodą różaną. Do mojej mlecznej kawy dodaję kilka kropel wody różanej i sporą szczyptę cynamonu. Jest niezawodna.

Latem jest wprost zakochana w kawach mrożonych! Piję je na bazie wzmocnionego espresso, tylko ze schłodzonym mlekiem i kostkami lodu. Za syropy, czekolady, gałki lodów i bitą śmietanę, zawsze dziękuję. Moment! Z bitą śmietaną wypiję, owszem, gdy czuję, że jestem mocno, ale to mocno zmęczona lub…zła! Przechodzi, jak ręką odjął.

Czasami w weekend przygotowuję sobie chyba najbardziej esencjonalną kawę. Z kawiarki.

Sierpniowy Festiwal Kawy w Krakowie

Najczęsciej pita przeze mnie latte w mojej ulubionej kawiarni “Fusy i okruchy”