W weekend zawsze piekę coś drożdżowego. Sobotnie śniadanie z domową drożdżówką kojarzy się błogo, nieprawdaż? Ale dzisiejszy wpis to nie tylko przepis na pyszne bułeczki, to także coś dla ducha… Jeżeli masz ochotę i czas, zaparz sobie dobrej herbaty lub przygotuj pyszną kawę i daj się zaprosić na krótki fragment przedstawiający świat mojej bohaterki – młodziutkiej Jagody, która wraz z otrzymanym w spadku starym domem i rodzinną tajemnicą dostaje szansę na odmianę swojego losu.
Inspiracją do napisania tej książki stała się moja rodzinna historia o malutkiej, przedwcześnie zmarłej siostrzyczce mojego dziadka. Jej smutne losy poznałam jako mała dziewczynka i zawsze ubolewałam, że nie mogła przeżyć swojego życia jak inni…Można śmiało rzec, że na kartach swojego utworu wskrzesiłam małą Kazię, dając jej możliwość zasmakowania chociaż tego fikcyjnego życia… Zapraszam poniżej na ten krótki wycinek powieści.
A co nam będzie potrzebne do wykonania bułeczek?
Składniki na 18-19 sztuk
500 g mąki pszennej
250 g mleka najlepiej 3,2%
50 g świeżych pokruszonych drożdży
2 żółtka
1 opakowanie cukru waniliowego
85 g masła 82% (w kawałkach)
100 g cukru
100 g twarogu półtłustego (rozdrobnionego z 1 łyżką gęstej śmietany)
białko do posmarowania
kruszonka
25g masła+ 25g cukru pudru + 25g mąki pszennej
Wykonanie
“(…) Jagoda stała jeszcze przez chwilę pogrążona w zadumie, lecz otrząsnąwszy się z niej, poszła do szopy naprzeciw domu i wyniosła z niej duży parasol przeciwsłoneczny oraz kilka starych leżaków, które jeszcze pamiętały dawne, rodzinne zjazdy. W szopie znalazła również mały, drewniany stolik, niezwykle mocno potraktowany przez upływający czas. Drewno było stare, gdzieniegdzie nadłamane, ale stolik mógł jeszcze przez jakiś czas spełniać swe zadanie. Jagoda wytargała go i ustawiła w cieniu parasola. „Na razie musi wystarczyć! Nie mam przecież teraz pieniędzy, aby inwestować w cokolwiek tutaj!” – pomyślała, ale równocześnie zdała sobie sprawę z tego, że fakt ten nie przeraża jej tak bardzo. Wszystkie stare szpargały, sprzęty nie powodowały u niej niechęci, przeciwnie, młodej kobiecie wydawało się, że w każdej rzeczy, każdym starym meblu drzemią wspomnienia z przeszłości. Pomyślała, że z żalem rozstawałaby się z tym, co przez kilkanaście dobrych lat służyło mieszkańcom tego domu. Jagoda złapała się na tym, że znowu stoi zadumana i wraca myślami do sielskiej przeszłości. Patrząc na odrapany, drewniany stolik, oczami wyobraźni zobaczyła go w lepszym stanie sprzed lat, kiedy to stawiano na nim szklanki pełne owocowego kompotu, babcine ciasto na talerzu czy obrane jabłka z sadu pokrojone w ósemki…
Ocknęła się z zamyślenia i z nową energią wbiegła do domu. Przecież w którejś starej komodzie muszą być zachowane jakieś obrusy! Wszystko przecież tutaj zostało! Jagoda wbiegła z impetem do niebieskiego pokoju stołowego, szybkim krokiem podeszła do starej toaletki z komodą na dole i otworzyła z rozmachem! Powitało ją skrzypienie dawno nieużywanych zawiasów, a i drewno zaznaczone liczną obecnością korników nie chciało za bardzo współpracować. W komodzie na półkach, wyłożonych wyblakłą już starą ceratą w gałązki czereśni, leżały równiutko poukładane białe i błękitne obrusy, serwety, serwetki, makaty i makatki. Jagoda wzięła jedną, misternie wyhaftowaną białą, okrągłą serwetę i przejechała delikatnie palcami po jej fakturze. Jaka piękna! Zbyt piękna, aby pasowała na odrapany, pozbawiony wdzięku stolik. Dziewczyna dotknęła gładko wyprasowanego stosiku tkanin. Palcami zaczęła unosić obrus jeden po drugim. Kiedy doszła na sam dół, zauważyła delikatne wybrzuszenie w ceracie. Coś pod nią się znajdowało. Jagoda jednym ruchem podniosła ją do góry, wzniecając przy tym mały tuman kurzu. Pod ceratą leżała stara, pożółkła koperta, która swoim wyglądem mogłaby stanowić eksponat muzealny. Prostokątna, mocno zżółknięta, z wyblakłym, pięknie wykaligrafowanym pochyło napisem na środku. „1939r.” Jagoda przyglądała się kopercie, niepewnie obracając w dłoniach. W kopercie coś było. Delikatnie, choć niecierpliwie, dziewczyna zdołała otworzyć kopertę. Klej pozostawił na brzegach brzydkie zacieki, które teraz wyglądały jak gdyby ktoś wylał coś na papier… Jagoda delikatnie wsunęła palce do środka, aby wyjąć znalezisko. Koperta niemal rozpadła się jej w dłoniach. Wszystkie sklejone części puściły i koperta sama opadła na podłogę. W tym momencie oczom Jagody ukazało się to, co widać przez długie lata przechowywała koperta… Patrzyła teraz na zdjęcie w sepii przedstawiające małą dziewczynkę na tle wysokich drzew, ubraną w białą, prześlicznie haftowaną sukienkę, wysokie, ażurowe kolanówki i sandałki. Ciemne włoski miała związane na czubku głowy w mały kucyk, do którego doczepiona była jasna kokarda. Dziewczynka stała zwrócona bokiem do fotografującego i bynajmniej nie była zadowolona z bycia uchwytywaną w obiektywie. Patrzyła z lekką zadumą i smutkiem, lekko unosząc brodę. Mina dziecka wskazywała, że patrzy ono na coś lub na kogoś w dali. Fotografia była wypłowiała i miała podniszczone, wytarte rogi. Jagoda delikatnie obróciła zdjęcie. Na jego tylnej części w lewym, górnym rogu widniał podpis: lipiec, 1939r., zaś poniżej czyjaś ręka, zapewne ta sama, która podpisywała kopertę, nakreśliła jedno słowo: Róża. (…)
/ Renata Czelny-Kawa, Niebo nad lasem, fragment/
Leave a Reply