To był pierwszy dzień wakacji. W Pławniowicach leżących na Śląsku byłam raz jako mała dziewczynka, kiedy to brat mojego dziadka zaprosił nas do siebie do Gliwic i w ramach spędzenia niedzieli nad wodą, pokazał właśnie to miejsce. Pamiętam, że fantastycznym pomysłem wydało mi się wtedy urządzenie pola złożonego z przyczep kempingowych. Bliskość jeziora, inne warunki, wszystko to sprawiało wakacyjne wrażenie.
Pierwszy weekend wakacji mieliśmy rodzinnie spędzić poza domem z uwzględnieniem obiadu na świeżym powietrzu. I wtedy o Pławniowicach przypomniała mi moja sąsiadka, która podczas naszych zwykłych pogaduszek wspomniała: Czekaj, przeczytam ci sms od mojej przyjaciółki! Jadąc do Wrocławia zatrzymała się po drodze w pięknym miejscu – w restauracji z uroczym molo! Nie pamiętam tylko nazwy tej miejscowości…O! Pławniowice! – odczytała nazwę z telefonicznej wiadomości. Już wiedziałam, gdzie spędzimy ten weekend! Właśnie tam – w Pławniowicach. Do swojego pomysłu – niedzieli za miastem – przekonałam także moją kuzynkę ze Śląska, która od razu przystała na propozycję i wspólne spotkanie w doskonale znanym jej otoczeniu!
Pogoda dopisała nam tego dnia wyśmienicie! Było przyjemnie i tak wakacyjnie! W restauracji “Panorama” wszyscy zamówiliśmy dania z rybą w roli głównej.
Po obiedzie obowiązkowo trzeba było zakupić lody! Dla najmłodszej – smerfowe! W ramach “spalenia” obiadowych kalorii wybraliśmy się wszyscy na spacer do parku w pobliżu pałacu w Pławniowicach, który uważany jest za “architektoniczną perełkę”. Po spacerze zaś koniecznie trzeba było pograć “w piłę”, którą w prezencie otrzymała moja córa. 🙂
“Popatrz, ciociu! Nawt język jest teraz smerfowy!”
Przepiękne zdjęcia 🙂
Jedzonko wygląda bardzo smacznie, a i córcia widać, że zadowolona 🙂 Super!
Dziecko było przeszczęśliwe! 🙂
Dziękuję Ci! 🙂